Uwaga! Blog zawiera yaoi!

czwartek, 27 listopada 2014

Wakaremichi cz.1

 hej :3 Tym razem notka jest troszkę szybciej niż myślałam.... Może krótka, ale zawsze coś ;)



                                                 Tamte szczęśliwe dni minęły nieubłaganie. 

                                      Trwały krótko, ale byliśmy szczęśliwi. 
                                                                                                            Mimo wszystko byliśmy szczęśliwi...
The GazettE- Wakaremichi


*7 lat później* 
  Dużo się zmieniło. Już przecież nie byliśmy naiwnymi dziesięciolatkami....Każdy z nas znalazł się w innej szkole-ja w liceum, a Akira w technikum motoryzacyjnym- mieliśmy też  innych znajomych. A raczej Akira ich miał...ja byłem raczej odludkiem, więc nie mogłem poszczycić się znajomością połowy miasta. To nie była jedyna różnica...Moja wątła i delikatna sylwetka zaczęła aż razić przy doskonale zbudowanym ciele mojego przyjaciela. Stawał się prawdziwym mężczyzną przyciągającym spojrzenia płci przeciwnej na każdym kroku. Po pewnym czasie zorientowałem się że nie tylko ich. Ku mojemu przerażeniu sam też zacząłem łapać się na chorobliwym wpatrywaniu w niego. Bałem się tego...Bałem się poczuć do niego czegoś więcej. Mimo wszystko nie odsunąłem się. Nadal wszędzie chodziliśmy razem, choć przy nim i jego przyjaciołach czułem się dziwnie....Byłem najbardziej zniewieściały i delikatny, a co gorsza często nie bardzo orientowałem się o czym oni mówią. Te wszystkie przekładnie, zębatki, rurki i inne cholerstwo były dla mnie czarną magią. Wszystko to sprawiało że w czasie spotkać, być może nieświadomie, byłem spychany na bok. Po prostu siedziałem tam jako bierny obserwator. Nikt nie pytał mnie o zdanie, ba spora część ich nie mogła zapamiętać nawet mojego imienia. Od czasu do czasu tylko słyszałem ,, Kou skocz po coś do picia", ,,Kouyou skocz do sklepu", Kouyou to, Kouyou tamto...Czasami miałem dość, ale i tak grzecznie robiłem o co prosili. W końcu i tak nie przydawałem się do niczego innego... Byłem tam tylko i wyłącznie dla niego. Bo on mnie prosił....  Na domiar złego był to jeden z najbardziej  burzliwszych okresów w moim życiu. Powoli, lecz nieubłagalnie zacząłem uświadamiać sobie że nie pociągają mnie kobiety. Tak po prostu. To nie one powodowały ten przyjemny dreszczyk, to nie one pobudzały moją wyobraźnię. Może to co zrobiłem bylo egoistyczne i wyjdę na człowieka-kurwę, ale po prostu musiałem mieć stuprocentową pewność.... Ku uciesze Akiry znalazłem sobie dziewczynę- śliczną, o rok młodszą japonkę. Jak już się domyślacie niczego do niej nie czułem, była po prostu swego rodzaju ,,testem". Byliśmy razem przez jakiś czas, a ja coraz bardziej  uświadamiałem sobie że to nie to. Traktowałem ja jak przyjaciółkę, nic więcej. W końcu zerwaliśmy. Nie było to łatwe, zwałaszcza że Aya była bardzo delikatna i okropnie to przeżyła. Nie powstrzymało mnie to niestety przed tym żeby wykorzystać jeszcze jedną osobą...Reita- bo tak zacząłem nazywać mojego już blondwłosego towarzysza- gdy tylko dowiedział się o zerwaniu zaczął wyciągać mnie na wypady we dwóch, żeby jak to powiedział ,,podnieść moją zmarnowaną kaczuszką na nogi". Nie powiedziałem mu oczywiście o przyczynach rozstania. Zbyt odpowiadała mi ta jego troska, więc  po prostu udawałem 
załamanego. Po co miałem chłopaka uświadamiać? Potrzebowałem jego uwagi jak powietrza, a gdy udało mi się ją zwrócić nie zamierzałem tak łatwo odpuścić. Mała zmiana nastąpiła dopiero wtedy, gdy po jednym takim wypadzie, obudziłem się nago następnego dnia w łóżku jakiegoś faceta. Inaczej niż się spodziewałem nie była to jednonocna przygoda. Było mi z Kazukim dobrze, a do tego idealnie odwracał moja uwagę od Akiry. Kogoś takiego w tamtym momencie  potrzebowałem. Reita dowiedział się o moim związku dopiero po kilku miesiącach i mimo że był bardzo zdziwiony szybko zaakceptował moją orientację.  Nie powiem... była to chyba najbardziej żenująca rozmowa w moim życiu, ale  poczułem wielką ulgę. Bałem się że mimo wielu lat przyjaźni zacznie się mną brzydzić i mnie najzwyczajniej odrzuci.  Niestety nie mogę powiedzieć że polubił Kazukiego...on go wręcz nie trawił. Co chwila mu dokuczał, lub wytykał każdy błąd ignorując moje uwagi. Ja sam zacząłem zauważać u mojego chłopaka coraz więcej wad. Związek z nim zaczynał mnie coraz bardziej nużyć, a jego wymagania ciągle tylko rosły. Im dalej się posuwaliśmy tym bardziej mi czegoś brakowało....czegoś albo kogoś... Stalo się to czego tak się obawiałem....Pokochałem Akirę. Od tamtego momentu zacząłem się pilnować. Każdy gest w jego kierunku był przemyślany. Nie mogłem pozwolić mu choć na cień podejrzeń. W końcu mieć przyjaciela geja, a znać zadurzonego w sobie geja to kompletnie inna bajka....

wtorek, 25 listopada 2014

reituki one-shot

Nie wiem dlaczego, ale lubię to opowiadanie i postanowiłam przenieść je ze starego bloga :)


podkład muzyczny;(Yiruma) River Flow in You - Sungha Jung (Piano) (http://www.youtube.com/watch?v=AsZG-fo1-Q4)  


,,Prawdziwe cierpienie może nas spotkać tylko ze strony tych, których kochamy"Anna Kamieńska

   Patrzyłem na rozgwieżdżone niebo marząc o lepszym jutrze. Dlaczego to musiało się tak potoczyć? Minęły już dwa lata...dzisiaj nasza rocznica, a ciebie brak. Znów zostawiłeś mnie samego, znów nie ma ciebie kiedy jesteś mi potrzebny. Pamiętam dni kiedy wypełniała nas miłość do siebie nawzajem. Byliśmy nierozłączni, gdzie ty tam ja. Razem śmialiśmy się, płakaliśmy, cieszyliśmy z wygranych i pocieszaliśmy po porażkach. A dzisiaj? Ja nadal kocham, a ty? Kiedyś bez wahania powiedziałbym że tak, ale teraz? Miałbym wątpliwości... Dawniej cierpiałem, roniłem łzy  nie mogąc mieć cię blisko.Dwa lata po tym pięknym dniu, kiedy wyznałeś mi miłość, znów więdnę niczym kwiat pozbawiony wody. Niby jesteś tuż obok, niby przytulasz, ale to już nie jest to. Dajesz mi tylko pustą powłokę, nie ofiarując swoich uczuć. Nie widzę już tamtego szczęścia gdy mnie widziałeś, tej miłości i tego pożądania jak w tamte upojne noce. Teraz wolisz spędzać czas z przyjaciółmi.... Tego dnia też tak jest. Zapomniałeś o tym tak ważnym święcie...o nas... O dniu który zmienił całkowicie nasze życia. A ja? Znów samotnie czekam na twój powrót. Z utęsknieniem patrzę w okno mając nadzieję, że ujrzę twoją sylwetkę. Codziennie zastanawiam się co takiego zrobiłem...może ci już nie wystarczam? Oparłem czoło o szybę. Zimno rozchodziło się po moim ciele. Dotknąłem twarzy i z zaskoczeniem poczułem, że jest mokra. Dopiero teraz do mnie dotarło że płaczę. Słone krople rozpoczynały swoją wędrówkę, aby przemierzyć policzki, brodę i skończyć swój krótki żywot na materiale moich spodni. Zagryzłem wargę i zabrałem się do tego to co powinienem zrobić już dawno. Kiedy tylko zacząłeś się ode mnie odsuwać.  Zebrałem wszystkie moje rzeczy i spakowałem je do torby. Byłem przecież tera niczym innym jak tylko uciążliwym bagażem, którego trzeba się pozbyć. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. 24.00. Już spakowany położyłem się na kanapie. Po chwili zmorzył mnie pełen koszmarów sen.  Jakieś dwie godziny później  obudził mnie tak długo wyczekiwany szczęk kluczy. Otworzyłem zaspany oczy i spostrzegłem twoją postać we framudze korytarza. Wróciłeś.... Miałem ochotę rzucić ci się na szyję szepcząc że tęskniłem jak za dawnych czasów, ale się powstrzymałem. Smutny przyglądałem się twojej obojętnej minie. Nawet nie zauważyłeś nakrytego stołu z zimną już kolacją dla dwojga, małego pudełeczka pośrodku niego i zgaszonych świec.
- Akira....-szepnąłem cichutko ciągle siedząc na kanapie.
-O! Ruki...nie śpisz? Ja chyba  pójdę. Dobranoc- poinformowałeś mnie wchodząc do sypialni. zawiodłem się. Nawet nie przywitałeś się jak należy..nie przeprosiłeś. Łzy znowu zebrały mi się w oczach. Podszedłem do drzwi prowadzących do pokoju. Już spałeś. Włosy miałeś rozrzucone na poduszce i oddychałeś głęboko. Nie mogąc się powstrzymać złożyłem delikatny pocałunek na twoim czole. Ostatni pocałunek.
-Żegnaj, kochanie-szepnąłem i wyszedłem z naszego..nie TWOJEGO mieszkania zostawiając tylko kartkę z wyjaśnieniami na stole. Zostawiając ciebie, roztrzaskałem swoje serce na pół. Miałem nadzieję że będziesz szczęśliwy...

***Dwa miesiące później***
 Nie wiem ile czasu minęło, ile łez uroniłem. Nie wyglądam już jak dawny Ruki i tak też się nie zachowuje. Kiedyś zawsze uśmiechnięty, zadbany i radosny...dzisiaj z podkrążonymi, spuchniętymi oczami, smutny...cień tego kim byłem. Złapałem w palce ciemne pasemko. Blond farba już prawie całkowicie z nich zeszła. Narzuciłem na siebie jakąś starą bluzę i wyszedłem do pobliskiego sklepiku. Tak jak codziennie starsza sprzedawczyni spojrzała na mnie współczująco maskując to uśmiechem, a ja jedynie skinąłem jej głową, złapałem jogurt i gazetę. Podałem jej drobne i wróciłem do mieszkania. Po tamtym dniu zerwałem wszystkie kontakty oraz wyprowadziłem się. Zmieniłem nawet numer telefonu mając dosyć ciągłego wydzwaniania do mnie. Tęskniłem za chłopcami, zespołem...za tym na co pracowaliśmy przez tyle lat. Najbardziej jednak tęskniłem za tobą, Za twoim uśmiechem opiekuńczością, za tym jak mnie traktowałeś. Przedarłem się do salonu potykając się o jakieś rupiecie. Taaa...nie miałem nawet siły posprzątać, mimo że kiedyś byłem trochę pedantem. Usiadłem w fotelu i otworzyłem czasopismo. Znów mogłem zobaczyć twoją twarz. Uśmiechałeś się delikatnie patrząc w obiektyw. Tym co łamało mi raz po raz serce, był fakt że znalazłeś sobie innego. Stał obok ciebie przytulając się, a ty go obejmowałeś ramieniem.
-Kiedyś to ja byłem twoją księżniczką.-wychrypiałem i wybuchłem płaczem. Nie mogąc już tego znieść, wyrwałem tą stronę, zgniotłem ją i rzuciłem na górę piętrzących się po środku pomieszczenia gazet. Był jedynym sposobem żeby być blisko was. Zwinąłem się w kłębek i szlochałem dalej. Łamiącym się głosem zacząłem nucić naszą piosenkę. Napisaliśmy ją razem pewnego letniego wieczoru nad wodą w parku. Znaliśmy ją tylko my. Mówiła o tym co było dla nas najsłodsze i najpiękniejsze, o tym czego obiecaliśmy nigdy nie stracić...o naszej miłości. Miłość....choć tak wspaniała  to potrafi wystawiać na próby, sprawia też ból i cierpienie. Ale jeśli jest prawdziwa to przetrwa wszystko, nawet długą rozłąkę i pozwoli znów cieszyć się sobą nawzajem. Miłość zmienia człowieka. Uczy być wyrozumiałym, kochać bezinteresownie i robić dla innej osoby wszystko, choćby była to największa głupota.  Bywa też, że niszczy ludzi, wrzuca w obłęd i nie pozwala funkcjonować. Jedna to cudowne czuć bliskość drugiej osoby, mieć w niej podporę... Bo nawet najnowocześniejszy most runie bez oparcia. Ja....kochałem Akirę miłością prawdziwą, nieskazitelną... Ale on wyraźnie mnie nie. Zebrałem się w sobie i postanowiłem się przełamać. Pójdę w tamto miejsce...do tamtego parku.
  Pół godziny później byłem już na miejscu. Woda delikatnie falowała zniekształcając odbicie księżyca w pełni. W powietrzu, tak jak wtedy gdy wyznałeś mi tu miłość, unosił się delikatny zapach jaśminu. Zaciągnąłem się nim i zamoczyłem rękę w chłodnej wodzie. Małe zmarszczki, burzące idealną powierzchnię załamywały się na filarach mostku na którym siedziałem. Taki spokój...nagle ciszę przerwał odgłos kroków. Dźwięk buta stawianego na żwirze. Spojrzałem do tyłu i zobczyłem ciebie. Nie wyglądałeś na szczęśliwego. I wtedy nasze oczy się spotkały.
-Ruki?- zamarłeś na chwilę, żeby zaraz ruszyć w moją stronę.
-Ruki! Och, Ruki.....-wyszeptałeś opadając na kolana i przytulając mnie rozpaczliwie. Chciałem oddać ten gest, wtulić się w ciebie, mocniej poczuć to ciepło bijące od twojego ciała, ale...przypomniałem sobie, że mimo zawieszenia zespołu, twoje życie toczy się dalej.Masz chłopaka, który czeka na ciebie w domu. Jest dla ciebie tym, kim ty jesteś dla mnie. Czyli całym życiem. Delikatnie odepchnąłem cię od siebie. Nie rozumiałeś o co mi chodzi i spojrzałeś na mnie z tęsknotą.
-Taka...-szepnąłeś po raz kolejny i już miałeś wpić się w moje usta, gdy poderwałem się na nogi.
_Nie! Rei, nie! Masz teraz kogoś innego! Nie rób mu tego co zrobiłeś mi! Nie łam mu serca!-krzyknąłem czując że słone krople zaczynają spływać i po policzkach.- Idź do niego! Wracaj do domu! Zapomnij o mnie i bądź szczęśliwy!
Korzystając z twojego oszołomienie popędziłem w stronę ulicy prowadzącej do mojego mieszkania. Po chwili usłyszałem że za mną biegniesz i mnie wołasz. Przyśpieszyłem i w końcu wybiegłem z parku.
-Ruki! To nie tak jak myślisz! To nie jest mój chłopak! Wytwórnia kazała nam się razem pokazywać! Nie kocham go!- wrzeszczałeś- Bo kocham tylko Ciebie!! Moją malutką Księżniczkę!- słysząc to zamarłem w połowie jezdni. Łzy mocniej zaczęły spływać po moich policzkach. Tym razem jednak były to łzy szczęścia.
-Też cię koc..-zacząłem, ale znów przerwał mi twój krzyk.
-Ruki! Uważaj Cięża...-rozpaczliwie próbował mie ostrzec, ale ja już nie usłyszałem końca zdania. Poczułem tylko ból..a potem nic..pustka...

Prolog Wakaremichi + Wstęp

Hej :)
 jestem Kitsu i przybyłam żeby zaśmiecać internet ba
dziewiem mojego autorstwa xd Notki (mam nadzieję) będą pojawiać się w miarę regularnie o ile ktoś będzie to czytał. Mam nadzieję że chociaż tym razem uda mi się poprowadzić bloga dłużej niż kilka miesięcy...ech ten słomiany zapał.
No więc...dzisiaj mam dla was króciutki ala prolog do pierwszego opowiadania na tym blogu. Miłej lektury i liczę na jakiekolwiek komentarze, bo chcę wiedzieć czy warto to  kontynuować ;)
p.s przepraszam za moją interpunkcję ;-;

paring- w pierwszych częściach reituha


,,Jeśli tu jesteś, to wszystko czego potrzebuje" 
                                                                                                  The GazettE- Katherine in the Trunk


*1991 rok*
-Aki! Aki!-krzyczałem rozentuzjazmowany stojąc pod drewnianym domkiem na drzewie. Po chwili z malutkiego okienka wyłoniła się czuprynka mojego najlepszego przyjaciela.
-Hej Shima!- chłopak szybko, nawet jak na dziesięciolatka, zszedł po drabinie zeskakując  z kilku ostatnich szczebli.
- Co tam masz?- próbował zerknąć zza poły mojej kurtki. Z duma wyciągnąłem spod niej małego kociaka, co spotkało się od razu z radosnym okrzykiem. Niestety uśmiech szybko znikł z mojej twarzy. Karmelek-bo tak nazwałem swoje znalezisko- wystraszony nagłym hałasem zatopił pazurki w moim przedramieniu sycząc ostrzegająco. Pisnąłem cicho, ale nawet przez myśl nie przeszło mi aby go puścić. Zamiast tego przycisnąłem zwierzaka mocniej do siebie modląc się żeby nie uciekł. Po chwili Aki zaprosił mnie do swojego domku, gdzie rozsiedliśmy się wygodnie na poduszkach. Zawsze zazdrościłem mu tego miejsca. Przypominało mi twierdzę piratów. Na ścianie wisiała ogromna, czarna flaga z trupią czaszką, a cała reszta utrzymana była w czerwieni. Stało tam kilka skrzyneczek zastępujących szafki, podłogę zaścielał mięciutki dywan i kilkadziesiąt jaśków.  Ja nie mogłem sobie pozwolić na coś takiego pozwolić, bo tatuś twierdził że na podwórku nie mamy odpowiedniego drzewka. Na całe szczęście Akiś pozwalał mi się ze sobą bawić! I do tego był dla mnie taki miły....bronił mnie przed innymi dziećmi, dzielił kanapkami....Mój bohater! Uśmiechnąłem się do siebie. Tym razem przez resztę dnia zajmowaliśmy się kociakiem jedząc ukradzione z domu słodycze. Mimo że spędzaliśmy ze sobą całe dnie zawsze gdy tylko mój tatuś po mnie przychodził nie chcieliśmy się rozstawać. Wtedy tez tak było.... Na domiar złego Aki tak smutno patrzył na zwinięta na poduszce kuleczkę. Chłopak pierwszy zszedł po drabince stając przy swojej mamusi i czekając na mnie. Dogoniłem go i po chwili wahania wręczyłem mu do rączek Karmelka.
-To dla ciebie-wyszczerzyłem  się do niego, a on zaskoczony najpierw spojrzał na mnie, a potem na panią Suzuki z niemym błaganiem na twarzy.
-No już, już-kobieta zaśmiała się serdecznie- podziękuj ładnie koledze.
Szczęśliwy podbiegł od razu do mnie i ku zdziwieniu dorosłych zacisnął pulchne paluszki na moich policzkach całując mnie prosto w usteczka.
-dziękuje! Kocham cię Kouyou!- zrobiłem się calutki czerwony- A właśnie! Mamuś! A Kouyou zostanie moją żoną!